środa, 26 marca 2014

Witajcie na blogu, na którym będę dodawała opowiadana o Bree. Mam nadzieję że się Wam spodobają.

Pamiętnik Bree Wpis I
Rozdział 1

          Nie wiedziałam co robić. Cała płonęłam… i nagle nie wiadomo jakim cudem przestałam się palić. Odgłosy płomieni ucichły, zapach dymu też wydawał się lżejszy niż wtedy gdy Cullenowie negocjowali z Volturi o moim dalszym losie. Miałam wrażenie że oddalam się od miejsca zdarzenia. Przez chwilę pomyślałam… nie to nie może być prawda. To po prostu NIEMOŻLIWE!!! Czyżbym przeżyła? Nie wierzyłam w to ani trochę… ale jakie było inne wytłumaczenie tego co teraz czułam? Mieszanka bólu, współczucia, nienawiści i straty… tak straciłam Diega. Mojego najlepszego… ba, jedynego przyjaciela, może nawet kogoś więcej. Długo o nim myślałam. Najgorsze było to że byłam bezradna, nie mogłam nic zrobić. Później przypomniałam sobie o wielu innych osobach… o Esme, o Carlisle’u, o Japerze, o Edwardzie i o… Belli. O nich też myślałam dość długo. Następnie przypomniała mi się mała Jane, wysoki Felix. Znowu pomyślałam o Diego. Z jednej strony żałowałam że ktoś zabił już Victorię i  Riley’a, ale z drugiej byłam mu wdzięczna że mam ich z głowy. Marzyłam o tym żeby pomścić Diega. Byłam bardzo ciekawa, kto mnie wyręczył? Po jakimś czasie otworzyłam oczy. Na polanie było pusto. Tylko ja, trawa, drzewa i kilka skałek. Spróbowałam usiąść. Udało mi się to dopiero za drugim razem. Tak właściwie to ile czasu minęło od zakończenia starcia pomiędzy nami, a Cullenami? Tego nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem. Zastanawiałam się dokąd mam pójść. Na pewno minęła już doba, a więc nie mam co liczyć na to że dogonię Fred’a. Może Esme i Carlisle? Nie oni odpadali… to znaczy może nie oni, wydaję mi się że ta dwójka mnie polubiła…, ale co z resztą ich rodziny? Czy byliby w stanie się do mnie przekonać? W końcu zdecydowałam. Gdy zaczęłam iść ich tropem przypomniałam sobie o Belli. No tak najpierw musiałam zaspokoić pragnienie. Po 15 minutach wyczułam zapach człowieka. Po kolejnych 15 minutach byłam już najedzona. Uznałam że teraz jestem gotowa na wizytę u Cullenów. Kilka minut później wyczułam ich trop. Po 10 minutach ujrzałam piękny, duży, biały dom. Byłam prawie pewna że to tam mieszka rodzina, której szukam. Wszystko szło po mojej myśli, ale niestety nie mogło to trwać wiecznie… po 2 sekundach stała już przy mnie cała rodzina Cullenów, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie było jednak Edward’a. No tak zupełnie zapomniałam. Przecież istniały wampiry z nadprzyrodzonymi zdolnościami, a Edward był takim wampirem i umiał czytać w myślach. No i oczywiście Alice, która przewiduje przyszłość.
- Ty żyjesz?! Myślałem że Felix się tobą ,,zajął’’ – ryknął mięśniak – Czemu to my musimy się wszystkim zajmować?!
- Co tu robisz drogie dziecko? – spytał Carlisle łagodniejszym tonem
- Nie miałam gdzie iść – wyjąkałam
- Nie o to mi chodzi, miałem na myśli… to że żyjesz – powiedział trochę zakłopotany Carlisle
- Sama się nad tym zastanawiam – odpowiedziałam
- Dobrze, o tym porozmawiamy później. Wejdźmy do środka – zaproponował
- Nie chcecie najpierw powiadomić reszty o moim przybyciu? – zapytałam zdziwiona
- Och, oni już doskonale o tym wiedzą. Chyba nie poznałaś jeszcze wszystkich członków mojej rodziny, prawda? – zapytał
- Tak – odpowiedziałam – Chyba nie miałam okazji ich poznać...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz